Kolejny trening i podpisywana przez zawodników lista obecności.
-CZY WY SIĘ W KOŃCU ZAMKNIECIE?!-krzyknęłam,a na sali było już tylko słychać tupanie,bo siatkarze biegali. Minęło 10 minut więc schowałam listę do torebki. W trakcie meczu kapitan źle upadł na parkiet. Chłopcy pomogli mu zjeść z boiska i posadzili go na ławce.
-A co on siły nie ma??- zapytałam.
-Ma,ale kostkę skręcił.
-Ale zrobił to on,nie wy!! Jazda na boisko!!-wykrzyczałam i po chwili usiadłam obok Achrema, którego kostkę opatrywał lekarz.
-I co będzie?-spytałam.
-Tylko usztywnienie,skręcona nie jest na szczęście.
-Ok
Po treningu wróciłam do domu i zrobiłam rozpiskę zawodników na przymiarkę strojów. Wrzuciłam im to na maila.
*Alek*
Rozmyślałem gdzie ona się podziała. Gdzie jest ta dziewczyna? Uśmiechnięta,pełna radości i szczęścia. Zarażająca śmiechem i pozytywną energią.
-Alek?- spytał Paul.
-Co tam?
-Jak się trzymasz?
-Tak jak widać. Dobrze.
-No właśnie chyba nie.
-A co mam zrobić? Ona nawet nie chce ze mną gadać... Tęsknię za nią tak bardzo... Gdybym jej nie pozwolił jechać do Kazania... Nie było by tego. Miałbym ją,dziecko... A tak? Nie mam nic. Nie obwiniałem jej o poronienie. Stała się tajemnicza po wyjściu ze szpitala,a ja chciałem z nią porozmawiać tylko. Wywaliła mnie z domu... Od tamtej pory traktuje mnie jak obcego...
-Alek,spróbuj,bo będzie się na nas wyżywać
-A czyli lepiej żeby robiła to na mnie?
-Zdecydowanie.
-Spoko.
Ubrałem się i pojechałem do niej. Nie potrafię odpuścić tak łatwo...
-Cześć.-przywitałem się kiedy otworzyła drzwi.
-Cześć? Co chcesz?
-Pogadać.
-Na jaki temat?
-Na każdy.
-Nie staraj się,nie masz o co.
-O co może i nie mam,ale mam o kogo.- zablokowałem drzwi, które chciała zamknąć. Po chwili spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
-Mysia...-przytuliłem ją mocno,a ona zaczęła płakać. Uspokoiłem ją,a dziewczyna nadal nie chciała ze mną gadać.. Siedziała obok mnie więc narysowałem na palcu uśmiechniętą buźkę i pomalowałem go na zielono robiąc z niego dżdżownice.
-Robaczek,robaczek,idzie se Robaczek.- zacząłem nucić.Spoglądałem na nią od czasu do czasu,ale i tak to nic nie dawało.
-Robaczek sobie idzie,idzie na...pierzynę. Robaczek biegnie, bo innym mina rzednie.
Kiedy moja dłoń była przy jej dłoni,chwyciłem ją,a dziewczyna splotła nasze palce. Po chwili przytuliła się do mojej ręki i zaczęła płakać. Nic nie mówiła. Przysunąłem ją do siebie i przytuliłem całując w skroń. Dziewczyna oparła się głową o mój podbródek i po kilku minutach...zasnęła. Położyłem ją na kanapie i przykryłem kocem. Miała spokojny sen więc nie niepokoiło mnie to. Sięgnąłem po pomarańcze. Obrałem dokładnie owoc i podzieliłem go na żeberka,które ułożyłem na talerzyku.
Mijała kolejna godzina,a ja już nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. W pewnym momencie dziewczyna się przebudziła. Sięgnęła po telefon i sprawdziła godzinę.
-Czemu tutaj jesteś, a nie na treningu?-wymamrotała w półśnie.
-Mógłbym cię o to samo zapytać.-dziewczyna westchnęła i usiadła na kanapie. Po chwili sięgnęła po żeberko pomarańczy.
-Głodna jestem...-poprawiła swoje blond włosy i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z serkiem w ręku. Kiedy jadła serek skapnął na jej bluzkę. Ta od razu głośno zabluźniła.
-To nic. Upierze się.-wytarłem plamę chusteczką i usiadłem obok dziewczyny. Kiedy zjadła odstawiła kubeczek na stół.
-Jedź do domu. Nie ma sensu byś tu siedział. -Nie odpowiedziałem,bo chciałem być przy niej. Ania włączyła laptopa,na którego ekranie wyświetliło się nasze zdjęcie. Szybko zamknęła sprzęt i podparła głowę o dłonie. Jej blond włosy zasłoniły jej twarz. Usłyszałem jak burczało jej jeszcze w brzuchu.
-Zjedz coś jeszcze.
-Nie chce... Zresztą nie twoja sprawa... -wstała i odeszła na górę. Poszedłem do kuchni i przygotowałem jej posiłek. Zaniosłem naleśniki i sok do salonu. Kiedy dziewczyna zeszła na dół nie była zadowolona moją obecnością, ale obiecałem sobie,że tym razem zniosę wszystko.
-Co ty tu jeszcze robisz?!-wykrzyczała opleciona ręcznikami.
-Chce z tobą porozmawiać.
-Nie jestem dziewczynką do towarzystwa!
-Nie powiedziałem tak. Chce tylko pogadać.
Ania poszła na górę. Po kilku minutach przyszła przebrana w tunikę i zakolanówki.
-Myślałam,że jak cię zostawię samego tutaj to wyjdziesz...
-Nie,pada deszcz. Nie jest mi prędko na dwór- zaśmiałem się.-A tak ładnie słońce dziś świeciło.-pokręciłem głową,a dziewczyna się lekko uśmiechnęła.
-Świeciło dopóki nie przyjechałeś...
-Tak,bo zaczęłaś płakać,a kiedy ty płaczesz smuci się nawet i niebo, i słońce, i pandy. -Serio? Pandy powiedziałeś? Zapomnij.
*Ania*
Kiedy usłyszałam jego odpowiedź myślałam,że ryknę płaczem.
-O czym chcesz gadać?-spytałam.
-O wszystkim.-wzruszył ramionami.
-Acha... -nastała cisza, którą w pewnym momencie przerwałam - Jak widać nie mamy o czym rozmawiać.
-Mamy,tylko musisz chcieć.
-Ty chciałeś gadać..
-Tak,ale to nie znaczy,że mam gadać jak do ściany...
-Pogadaj z pandą.- zaśmiałam się
-To było dobre- śmiechnął
-Spoko...
Byłam już co raz bardziej głodna,a zapach tych naleśników jeszcze bardziej przyprawiał mnie o ślinotok. Nie chciałam nic jeść,bo chciałam zrobić mu na złość..
-Zjadaj naleśniki,bo stygną..
-Nie potrzebnie je robiłeś. Nie zjem ich.
-To zjedz coś innego. Burczy ci w brzuchu jak by burza była.
-Nie.
Siedzieliśmy obok siebie jak naburmuszone dzieci. W ciszy i jedno drugiemu robiło na złość. Po jakimś czasie już nie wytrzymałam. Musiałam coś zjeść i sięgnęłam po talerz z naleśnikami. Zjadłam dwa placki z serem i Nutellą,a potem popiłam sokiem.
-Następnym razem je ostudzę.-powiedział kiedy szłam do kuchni odstawić talerz. Uśmiechnęłam się lekko powstrzymując się od śmiechu. Wróciłam do salonu i oparłam się plecami o oparcie kanapy. Podciągnęłam nogi i usiadłam wygodnie.
-Czego jeszcze chcesz?-warknęłam.
-Jak się trzymasz?
-Daje rade...
-Yhym... A te podrapane ręce? -wskazał na moje pocięte ręce. Dobrze,że nie widział brzucha,przez który się nienawidzę...
-Kot mnie podrapał...
-A ja myślę,że nie,bo masz uczulenie na sierść kota..
-Przestań się bawić w detektywa...-w moich oczach zabłyszczały łzy.
-Ja się nie bawię. To ty przestań się ciąć,bo samookaleczanie nic ci nie da. ..-otarłam łzę. Mężczyzna widząc to przysunął się do mnie i mocno mnie przytulił.
-Nie wiedziałam,że nie mogę latać samolotem... Lekarz nic mi nie powiedział...-Wypłakałam się w jego koszulkę.
-Nie obwiniam cię,Skarbie... Spokojnie... Wszystko będzie dobrze...
-Nic nie będzie dobrze... Nie mam dziecka,nie mam ciebie,nienawidzę siebie i świata... Nie sypiam po nocach,bo ryczę w poduszkę...
-Spokojnie... Kto powiedział,że mnie nie masz? Masz mnie cały czas i razem damy rade przez to przejść...
-Obiecujesz???
-Tak i słowa dotrzymam.-wtuliłam się w mężczyznę siedząc na jego kolanach. -Zawrzyjmy umowę.
-Jaką?
-Przestajesz się ciąć w zamian za mnie.
-Ok...-Alek otarł moje łzy i się uśmiechnął.
-Zamieszkasz u mnie. Musimy odciąć cię od wszystkiego co może przyciągać złe wspomnienia.
-Ok... Ale ja muszę ci coś pokazać...
-Co?
-Nie będziesz krzyczał?
-Nie będę.
Podwinęłam bluzkę do góry i pokazałam Achremowi pocięty brzuch.
- Ania... Czemu to zrobiłaś?
-Bo się znienawidziłam...
-Nie rób tego więcej,bo zniosę wszystko ale nie to...- Wtuliłam się w mężczyznę i uspokoiłam się.
-Kocham Cię bardzo!!!-wykrzyczałam na cały dom.
-A ja kocham ciebie.-wyszeptał mi do ucha.
-Zdążymy jeszcze na siłownię?-spytał mnie Alek.
-A która jest?
-Mamy godzinę na spakowanie cię i zawiezienie wszystkiego do mnie i pojechanie na siłkę.
-Zdążymy! Nie możesz się spóźnić!-ucałowałam go w policzek.
-Ej,a uśmiech? Dawno go nie widziałem.
-Ja też nie...
-Popracujemy i nad tym. Chodź,bo masz tego sporo.-klepnął mnie w pupę.
Byle jak składaliśmy moje ubrania do toreb i walizek. Potem te dokumenty,których część wgl nie miała sensu. Spakowaliśmy wszystko i w ostatniej chwili zdążyliśmy na trening Alka.
-Cześć.-powiedziałam zsapana,bo biegliśmy.
-Cześć. -warknęli siatkarze.-Masz tą listę? Do podpisania się?
-Nie będzie żadnej listy.-ucałował mnie Alek w policzek i poszedł ćwiczyć. Siatkarze z głupimi minami stali i się na mnie patrzyli.
-Bierzcie się!!-krzyknęłam,a siatkarze wgl nie wiedzieli czy mówię na poważnie czy z żartem.
Jutro chłopaki maja wolne. Wracam do tego,bo mają mecz i chce żeby wypoczęli. Ogłosiłam informacje wszystkim i razem z Alkiem pojechałam do jego domu.
-Nie jesteś głodna?
-Nie. Skończę to prasować i idę spać.
-To idź spać,a ja dokończę,hm?
-Nie,ty idź spać.
-Zresztą zostaw to i chodź do mnie. Tęskniłem tak bardzo za tobą. -wtulił się we mnie.
-A ja za tobą.-Uśmiechnęłam się lekko.
-Ej,widziałem lekki uśmiech czy mi się przywidziało?
-Przywidziało ci się.-zawstydzona schowałam twarz w jego bluzie.
-Moja mała najukochańsza. -ucałował mnie.
-Jutro leżymy caaaały dzień w łózko!
-Czy ja wiem..?
-A czemu nie?
-Oczywiście,że tak. -dał mi pstryczka w nosek.
-Super.
-Wiesz,co? Mam taki krem,który przyspiesza gojenie się ran,zadrapań i różnych rzeczy.
-Masz??
-No,mam. Chodź posmarujemy twoje łapki,bo mnie aż serce boli...
Usiedliśmy na fotelu i Alek posmarował moje ręce.
-Brzuszek mi pokaż.
-Nie...
-Czemu,Mysia?
-Bo tam był dzidziuś i go nie ma i oooo...
-Ale zawsze może być tam dzidziuś -puścił mi oczko i się uśmiechnął. Podniosłam bluzkę do góry i opuściłam trochę dresu. Alek pocałował mój brzuch i przytulił się głaskając mnie dłońmi po pupie.
-Mysiu..?
-Tak?
-Posmarujemy ten brzuch i chodź spać.
-Tak,tak.. Koniecznie.
-Bo mi zasypiasz już. - przeczesałam jego włosy dłonią
Alek posmarował mój brzuch i opuścił moją bluzkę.
-Rozbieraj się i idziemy spać.- stwierdziłam przykrywając się kołdrą.
-Już idę.
Alek położył się obok mnie. W końcu nie będę spała sama tylko z moim najwspanialszym siatkarzem.
-Dobranoc.- przytulił mnie mocno i ucałował w czubek głowy.
-Dobranoc Mysiu.
3
-CZY WY SIĘ W KOŃCU ZAMKNIECIE?!-krzyknęłam,a na sali było już tylko słychać tupanie,bo siatkarze biegali. Minęło 10 minut więc schowałam listę do torebki. W trakcie meczu kapitan źle upadł na parkiet. Chłopcy pomogli mu zjeść z boiska i posadzili go na ławce.
-A co on siły nie ma??- zapytałam.
-Ma,ale kostkę skręcił.
-Ale zrobił to on,nie wy!! Jazda na boisko!!-wykrzyczałam i po chwili usiadłam obok Achrema, którego kostkę opatrywał lekarz.
-I co będzie?-spytałam.
-Tylko usztywnienie,skręcona nie jest na szczęście.
-Ok
Po treningu wróciłam do domu i zrobiłam rozpiskę zawodników na przymiarkę strojów. Wrzuciłam im to na maila.
*Alek*
Rozmyślałem gdzie ona się podziała. Gdzie jest ta dziewczyna? Uśmiechnięta,pełna radości i szczęścia. Zarażająca śmiechem i pozytywną energią.
-Alek?- spytał Paul.
-Co tam?
-Jak się trzymasz?
-Tak jak widać. Dobrze.
-No właśnie chyba nie.
-A co mam zrobić? Ona nawet nie chce ze mną gadać... Tęsknię za nią tak bardzo... Gdybym jej nie pozwolił jechać do Kazania... Nie było by tego. Miałbym ją,dziecko... A tak? Nie mam nic. Nie obwiniałem jej o poronienie. Stała się tajemnicza po wyjściu ze szpitala,a ja chciałem z nią porozmawiać tylko. Wywaliła mnie z domu... Od tamtej pory traktuje mnie jak obcego...
-Alek,spróbuj,bo będzie się na nas wyżywać
-A czyli lepiej żeby robiła to na mnie?
-Zdecydowanie.
-Spoko.
Ubrałem się i pojechałem do niej. Nie potrafię odpuścić tak łatwo...
-Cześć.-przywitałem się kiedy otworzyła drzwi.
-Cześć? Co chcesz?
-Pogadać.
-Na jaki temat?
-Na każdy.
-Nie staraj się,nie masz o co.
-O co może i nie mam,ale mam o kogo.- zablokowałem drzwi, które chciała zamknąć. Po chwili spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
-Mysia...-przytuliłem ją mocno,a ona zaczęła płakać. Uspokoiłem ją,a dziewczyna nadal nie chciała ze mną gadać.. Siedziała obok mnie więc narysowałem na palcu uśmiechniętą buźkę i pomalowałem go na zielono robiąc z niego dżdżownice.
-Robaczek,robaczek,idzie se Robaczek.- zacząłem nucić.Spoglądałem na nią od czasu do czasu,ale i tak to nic nie dawało.
-Robaczek sobie idzie,idzie na...pierzynę. Robaczek biegnie, bo innym mina rzednie.
Kiedy moja dłoń była przy jej dłoni,chwyciłem ją,a dziewczyna splotła nasze palce. Po chwili przytuliła się do mojej ręki i zaczęła płakać. Nic nie mówiła. Przysunąłem ją do siebie i przytuliłem całując w skroń. Dziewczyna oparła się głową o mój podbródek i po kilku minutach...zasnęła. Położyłem ją na kanapie i przykryłem kocem. Miała spokojny sen więc nie niepokoiło mnie to. Sięgnąłem po pomarańcze. Obrałem dokładnie owoc i podzieliłem go na żeberka,które ułożyłem na talerzyku.
Mijała kolejna godzina,a ja już nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. W pewnym momencie dziewczyna się przebudziła. Sięgnęła po telefon i sprawdziła godzinę.
-Czemu tutaj jesteś, a nie na treningu?-wymamrotała w półśnie.
-Mógłbym cię o to samo zapytać.-dziewczyna westchnęła i usiadła na kanapie. Po chwili sięgnęła po żeberko pomarańczy.
-Głodna jestem...-poprawiła swoje blond włosy i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z serkiem w ręku. Kiedy jadła serek skapnął na jej bluzkę. Ta od razu głośno zabluźniła.
-To nic. Upierze się.-wytarłem plamę chusteczką i usiadłem obok dziewczyny. Kiedy zjadła odstawiła kubeczek na stół.
-Jedź do domu. Nie ma sensu byś tu siedział. -Nie odpowiedziałem,bo chciałem być przy niej. Ania włączyła laptopa,na którego ekranie wyświetliło się nasze zdjęcie. Szybko zamknęła sprzęt i podparła głowę o dłonie. Jej blond włosy zasłoniły jej twarz. Usłyszałem jak burczało jej jeszcze w brzuchu.
-Zjedz coś jeszcze.
-Nie chce... Zresztą nie twoja sprawa... -wstała i odeszła na górę. Poszedłem do kuchni i przygotowałem jej posiłek. Zaniosłem naleśniki i sok do salonu. Kiedy dziewczyna zeszła na dół nie była zadowolona moją obecnością, ale obiecałem sobie,że tym razem zniosę wszystko.
-Co ty tu jeszcze robisz?!-wykrzyczała opleciona ręcznikami.
-Chce z tobą porozmawiać.
-Nie jestem dziewczynką do towarzystwa!
-Nie powiedziałem tak. Chce tylko pogadać.
Ania poszła na górę. Po kilku minutach przyszła przebrana w tunikę i zakolanówki.
-Myślałam,że jak cię zostawię samego tutaj to wyjdziesz...
-Nie,pada deszcz. Nie jest mi prędko na dwór- zaśmiałem się.-A tak ładnie słońce dziś świeciło.-pokręciłem głową,a dziewczyna się lekko uśmiechnęła.
-Świeciło dopóki nie przyjechałeś...
-Tak,bo zaczęłaś płakać,a kiedy ty płaczesz smuci się nawet i niebo, i słońce, i pandy. -Serio? Pandy powiedziałeś? Zapomnij.
*Ania*
Kiedy usłyszałam jego odpowiedź myślałam,że ryknę płaczem.
-O czym chcesz gadać?-spytałam.
-O wszystkim.-wzruszył ramionami.
-Acha... -nastała cisza, którą w pewnym momencie przerwałam - Jak widać nie mamy o czym rozmawiać.
-Mamy,tylko musisz chcieć.
-Ty chciałeś gadać..
-Tak,ale to nie znaczy,że mam gadać jak do ściany...
-Pogadaj z pandą.- zaśmiałam się
-To było dobre- śmiechnął
-Spoko...
Byłam już co raz bardziej głodna,a zapach tych naleśników jeszcze bardziej przyprawiał mnie o ślinotok. Nie chciałam nic jeść,bo chciałam zrobić mu na złość..
-Zjadaj naleśniki,bo stygną..
-Nie potrzebnie je robiłeś. Nie zjem ich.
-To zjedz coś innego. Burczy ci w brzuchu jak by burza była.
-Nie.
Siedzieliśmy obok siebie jak naburmuszone dzieci. W ciszy i jedno drugiemu robiło na złość. Po jakimś czasie już nie wytrzymałam. Musiałam coś zjeść i sięgnęłam po talerz z naleśnikami. Zjadłam dwa placki z serem i Nutellą,a potem popiłam sokiem.
-Następnym razem je ostudzę.-powiedział kiedy szłam do kuchni odstawić talerz. Uśmiechnęłam się lekko powstrzymując się od śmiechu. Wróciłam do salonu i oparłam się plecami o oparcie kanapy. Podciągnęłam nogi i usiadłam wygodnie.
-Czego jeszcze chcesz?-warknęłam.
-Jak się trzymasz?
-Daje rade...
-Yhym... A te podrapane ręce? -wskazał na moje pocięte ręce. Dobrze,że nie widział brzucha,przez który się nienawidzę...
-Kot mnie podrapał...
-A ja myślę,że nie,bo masz uczulenie na sierść kota..
-Przestań się bawić w detektywa...-w moich oczach zabłyszczały łzy.
-Ja się nie bawię. To ty przestań się ciąć,bo samookaleczanie nic ci nie da. ..-otarłam łzę. Mężczyzna widząc to przysunął się do mnie i mocno mnie przytulił.
-Nie wiedziałam,że nie mogę latać samolotem... Lekarz nic mi nie powiedział...-Wypłakałam się w jego koszulkę.
-Nie obwiniam cię,Skarbie... Spokojnie... Wszystko będzie dobrze...
-Nic nie będzie dobrze... Nie mam dziecka,nie mam ciebie,nienawidzę siebie i świata... Nie sypiam po nocach,bo ryczę w poduszkę...
-Spokojnie... Kto powiedział,że mnie nie masz? Masz mnie cały czas i razem damy rade przez to przejść...
-Obiecujesz???
-Tak i słowa dotrzymam.-wtuliłam się w mężczyznę siedząc na jego kolanach. -Zawrzyjmy umowę.
-Jaką?
-Przestajesz się ciąć w zamian za mnie.
-Ok...-Alek otarł moje łzy i się uśmiechnął.
-Zamieszkasz u mnie. Musimy odciąć cię od wszystkiego co może przyciągać złe wspomnienia.
-Ok... Ale ja muszę ci coś pokazać...
-Co?
-Nie będziesz krzyczał?
-Nie będę.
Podwinęłam bluzkę do góry i pokazałam Achremowi pocięty brzuch.
- Ania... Czemu to zrobiłaś?
-Bo się znienawidziłam...
-Nie rób tego więcej,bo zniosę wszystko ale nie to...- Wtuliłam się w mężczyznę i uspokoiłam się.
-Kocham Cię bardzo!!!-wykrzyczałam na cały dom.
-A ja kocham ciebie.-wyszeptał mi do ucha.
-Zdążymy jeszcze na siłownię?-spytał mnie Alek.
-A która jest?
-Mamy godzinę na spakowanie cię i zawiezienie wszystkiego do mnie i pojechanie na siłkę.
-Zdążymy! Nie możesz się spóźnić!-ucałowałam go w policzek.
-Ej,a uśmiech? Dawno go nie widziałem.
-Ja też nie...
-Popracujemy i nad tym. Chodź,bo masz tego sporo.-klepnął mnie w pupę.
Byle jak składaliśmy moje ubrania do toreb i walizek. Potem te dokumenty,których część wgl nie miała sensu. Spakowaliśmy wszystko i w ostatniej chwili zdążyliśmy na trening Alka.
-Cześć.-powiedziałam zsapana,bo biegliśmy.
-Cześć. -warknęli siatkarze.-Masz tą listę? Do podpisania się?
-Nie będzie żadnej listy.-ucałował mnie Alek w policzek i poszedł ćwiczyć. Siatkarze z głupimi minami stali i się na mnie patrzyli.
-Bierzcie się!!-krzyknęłam,a siatkarze wgl nie wiedzieli czy mówię na poważnie czy z żartem.
Jutro chłopaki maja wolne. Wracam do tego,bo mają mecz i chce żeby wypoczęli. Ogłosiłam informacje wszystkim i razem z Alkiem pojechałam do jego domu.
-Nie jesteś głodna?
-Nie. Skończę to prasować i idę spać.
-To idź spać,a ja dokończę,hm?
-Nie,ty idź spać.
-Zresztą zostaw to i chodź do mnie. Tęskniłem tak bardzo za tobą. -wtulił się we mnie.
-A ja za tobą.-Uśmiechnęłam się lekko.
-Ej,widziałem lekki uśmiech czy mi się przywidziało?
-Przywidziało ci się.-zawstydzona schowałam twarz w jego bluzie.
-Moja mała najukochańsza. -ucałował mnie.
-Jutro leżymy caaaały dzień w łózko!
-Czy ja wiem..?
-A czemu nie?
-Oczywiście,że tak. -dał mi pstryczka w nosek.
-Super.
-Wiesz,co? Mam taki krem,który przyspiesza gojenie się ran,zadrapań i różnych rzeczy.
-Masz??
-No,mam. Chodź posmarujemy twoje łapki,bo mnie aż serce boli...
Usiedliśmy na fotelu i Alek posmarował moje ręce.
-Brzuszek mi pokaż.
-Nie...
-Czemu,Mysia?
-Bo tam był dzidziuś i go nie ma i oooo...
-Ale zawsze może być tam dzidziuś -puścił mi oczko i się uśmiechnął. Podniosłam bluzkę do góry i opuściłam trochę dresu. Alek pocałował mój brzuch i przytulił się głaskając mnie dłońmi po pupie.
-Mysiu..?
-Tak?
-Posmarujemy ten brzuch i chodź spać.
-Tak,tak.. Koniecznie.
-Bo mi zasypiasz już. - przeczesałam jego włosy dłonią
Alek posmarował mój brzuch i opuścił moją bluzkę.
-Rozbieraj się i idziemy spać.- stwierdziłam przykrywając się kołdrą.
-Już idę.
Alek położył się obok mnie. W końcu nie będę spała sama tylko z moim najwspanialszym siatkarzem.
-Dobranoc.- przytulił mnie mocno i ucałował w czubek głowy.
-Dobranoc Mysiu.