wtorek, 28 marca 2017

Rozdział 4: "Jak się trzymasz?"

Kolejny trening i podpisywana przez zawodników lista obecności.

-CZY WY SIĘ W KOŃCU ZAMKNIECIE?!-krzyknęłam,a na sali było już tylko słychać tupanie,bo siatkarze biegali. Minęło 10 minut więc schowałam listę do torebki. W trakcie meczu kapitan źle upadł na parkiet. Chłopcy pomogli mu zjeść z boiska i posadzili go na ławce.

-A co on siły nie ma??- zapytałam.

-Ma,ale kostkę skręcił.

-Ale zrobił to on,nie wy!! Jazda na boisko!!-wykrzyczałam i po chwili usiadłam obok Achrema, którego kostkę opatrywał lekarz.
-I co będzie?-spytałam.
-Tylko usztywnienie,skręcona nie jest na szczęście.
-Ok

Po treningu wróciłam do domu i zrobiłam rozpiskę zawodników na przymiarkę strojów. Wrzuciłam im to na maila.

*Alek*

Rozmyślałem gdzie ona się podziała. Gdzie jest ta dziewczyna? Uśmiechnięta,pełna radości i szczęścia. Zarażająca śmiechem i pozytywną energią.

-Alek?- spytał Paul.

-Co tam?

-Jak się trzymasz?

-Tak jak widać. Dobrze.

-No właśnie chyba nie.

-A co mam zrobić? Ona nawet nie chce ze mną gadać... Tęsknię za nią tak bardzo...  Gdybym jej nie pozwolił jechać do Kazania... Nie było by tego. Miałbym ją,dziecko... A tak? Nie mam nic. Nie obwiniałem jej o poronienie. Stała się tajemnicza po wyjściu ze szpitala,a ja chciałem z nią porozmawiać tylko. Wywaliła mnie z domu... Od tamtej pory traktuje mnie jak obcego...

-Alek,spróbuj,bo będzie się na nas wyżywać

-A czyli lepiej żeby robiła to na mnie?

-Zdecydowanie.

-Spoko.

Ubrałem się i pojechałem do niej. Nie potrafię odpuścić tak łatwo...

-Cześć.-przywitałem się kiedy otworzyła drzwi.

-Cześć? Co chcesz?

-Pogadać.

-Na jaki temat?

-Na każdy.

-Nie staraj się,nie masz o co.

-O co może i nie mam,ale mam o kogo.- zablokowałem drzwi, które chciała zamknąć. Po chwili spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.

-Mysia...-przytuliłem ją mocno,a ona zaczęła płakać. Uspokoiłem ją,a dziewczyna nadal nie chciała ze mną gadać.. Siedziała obok mnie więc narysowałem na palcu uśmiechniętą buźkę i pomalowałem go na zielono robiąc z niego dżdżownice.

-Robaczek,robaczek,idzie se Robaczek.- zacząłem nucić.Spoglądałem na nią od czasu do czasu,ale i tak to nic nie dawało.

-Robaczek sobie idzie,idzie na...pierzynę. Robaczek biegnie, bo innym mina rzednie.

Kiedy moja dłoń była przy jej dłoni,chwyciłem ją,a dziewczyna splotła nasze palce. Po chwili przytuliła się do mojej ręki i zaczęła płakać. Nic nie mówiła. Przysunąłem ją do siebie i przytuliłem całując w skroń. Dziewczyna oparła się głową o mój podbródek i po kilku minutach...zasnęła. Położyłem ją na kanapie i przykryłem kocem. Miała spokojny sen więc nie niepokoiło mnie to. Sięgnąłem po pomarańcze. Obrałem dokładnie owoc i podzieliłem go na żeberka,które ułożyłem na talerzyku.

Mijała kolejna godzina,a ja już nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. W pewnym momencie dziewczyna się przebudziła. Sięgnęła po telefon i sprawdziła godzinę.

-Czemu tutaj jesteś, a nie na treningu?-wymamrotała w półśnie.

-Mógłbym cię o to samo zapytać.-dziewczyna westchnęła i usiadła na kanapie. Po chwili sięgnęła po żeberko pomarańczy.

-Głodna jestem...-poprawiła swoje blond włosy i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z serkiem w ręku. Kiedy jadła serek skapnął na jej bluzkę. Ta od razu głośno zabluźniła.

-To nic. Upierze się.-wytarłem plamę chusteczką i usiadłem obok dziewczyny. Kiedy zjadła odstawiła kubeczek na stół.

-Jedź do domu. Nie ma sensu byś tu siedział. -Nie odpowiedziałem,bo chciałem być przy niej. Ania włączyła laptopa,na którego ekranie wyświetliło się nasze zdjęcie. Szybko zamknęła sprzęt i podparła głowę o dłonie. Jej blond włosy zasłoniły jej twarz. Usłyszałem jak burczało jej jeszcze w brzuchu.

-Zjedz coś jeszcze.

-Nie chce... Zresztą nie twoja sprawa... -wstała i odeszła na górę. Poszedłem do kuchni i przygotowałem jej posiłek. Zaniosłem naleśniki i sok do salonu. Kiedy dziewczyna zeszła na dół nie była zadowolona moją obecnością, ale obiecałem sobie,że tym razem zniosę wszystko.

-Co ty tu jeszcze robisz?!-wykrzyczała opleciona ręcznikami.

-Chce z tobą porozmawiać.

-Nie jestem dziewczynką do towarzystwa!

-Nie powiedziałem tak. Chce tylko pogadać.

Ania poszła na górę. Po kilku minutach przyszła przebrana w tunikę i zakolanówki.

-Myślałam,że jak cię zostawię samego tutaj to wyjdziesz...

-Nie,pada deszcz. Nie jest mi prędko na dwór- zaśmiałem się.-A tak ładnie słońce dziś świeciło.-pokręciłem głową,a dziewczyna się lekko uśmiechnęła.

-Świeciło dopóki nie przyjechałeś...

-Tak,bo zaczęłaś płakać,a kiedy ty płaczesz smuci się nawet i niebo, i słońce, i pandy. -Serio? Pandy powiedziałeś? Zapomnij. 


*Ania*

Kiedy usłyszałam jego odpowiedź myślałam,że ryknę płaczem.


-O czym chcesz gadać?-spytałam.

-O wszystkim.-wzruszył ramionami.

-Acha... -nastała cisza, którą w pewnym momencie przerwałam - Jak widać nie mamy o czym rozmawiać.

-Mamy,tylko musisz chcieć.

-Ty chciałeś gadać..

-Tak,ale to nie znaczy,że mam gadać jak do ściany...
-Pogadaj z pandą.- zaśmiałam się
-To było dobre- śmiechnął
-Spoko...

Byłam już co raz bardziej głodna,a zapach tych naleśników jeszcze bardziej przyprawiał mnie o ślinotok. Nie chciałam nic jeść,bo chciałam zrobić mu na złość..

-Zjadaj naleśniki,bo stygną..

-Nie potrzebnie je robiłeś. Nie zjem ich.

-To zjedz coś innego. Burczy ci w brzuchu jak by burza była.

-Nie.

Siedzieliśmy obok siebie jak naburmuszone dzieci. W ciszy i jedno drugiemu robiło na złość. Po jakimś czasie już nie wytrzymałam. Musiałam coś zjeść i sięgnęłam po talerz z naleśnikami. Zjadłam dwa placki z serem i Nutellą,a potem popiłam sokiem.

-Następnym razem je ostudzę.-powiedział kiedy szłam do kuchni odstawić talerz. Uśmiechnęłam się lekko powstrzymując się od śmiechu. Wróciłam do salonu i oparłam się plecami o oparcie kanapy. Podciągnęłam nogi i usiadłam wygodnie.

-Czego jeszcze chcesz?-warknęłam.

-Jak się trzymasz?

-Daje rade...

-Yhym... A te podrapane ręce? -wskazał na moje pocięte ręce. Dobrze,że nie widział brzucha,przez który się nienawidzę...

-Kot mnie podrapał...

-A ja myślę,że nie,bo masz uczulenie na sierść kota..

-Przestań się bawić w detektywa...-w moich oczach zabłyszczały łzy.


-Ja się nie bawię. To ty przestań się ciąć,bo samookaleczanie nic ci nie da. ..-otarłam łzę. Mężczyzna widząc to przysunął się do mnie i mocno mnie przytulił.

-Nie wiedziałam,że nie mogę latać samolotem... Lekarz nic mi nie powiedział...-Wypłakałam się w jego koszulkę.

-Nie obwiniam cię,Skarbie... Spokojnie...  Wszystko będzie dobrze...

-Nic nie będzie dobrze... Nie mam dziecka,nie mam ciebie,nienawidzę siebie i świata... Nie sypiam po nocach,bo ryczę w poduszkę...

-Spokojnie... Kto powiedział,że mnie nie masz? Masz mnie cały czas i razem damy rade przez to przejść...

-Obiecujesz???

-Tak i słowa dotrzymam.-wtuliłam się w mężczyznę siedząc na jego kolanach. -Zawrzyjmy umowę.

-Jaką?

-Przestajesz się ciąć w zamian za mnie.

-Ok...-Alek otarł moje łzy i się uśmiechnął.

-Zamieszkasz u mnie. Musimy odciąć cię od wszystkiego co może przyciągać złe wspomnienia.

-Ok... Ale ja muszę ci coś pokazać...

-Co?

-Nie będziesz krzyczał?

-Nie będę.

Podwinęłam bluzkę do góry i pokazałam Achremowi pocięty brzuch.

- Ania... Czemu to zrobiłaś?

-Bo się znienawidziłam...

-Nie rób tego więcej,bo zniosę wszystko ale nie to...- Wtuliłam się w mężczyznę i uspokoiłam się.

-Kocham Cię bardzo!!!-wykrzyczałam na cały dom.

-A ja kocham ciebie.-wyszeptał mi do ucha.

-Zdążymy jeszcze na siłownię?-spytał mnie Alek.

-A która jest?

-Mamy godzinę na spakowanie cię i zawiezienie wszystkiego do mnie i pojechanie na siłkę.

-Zdążymy! Nie możesz się spóźnić!-ucałowałam go w policzek.

-Ej,a uśmiech? Dawno go nie widziałem.

-Ja też nie...

-Popracujemy i nad tym. Chodź,bo masz tego sporo.-klepnął mnie w pupę.

Byle jak składaliśmy moje ubrania do toreb i walizek. Potem te dokumenty,których część wgl nie miała sensu. Spakowaliśmy wszystko i w ostatniej chwili zdążyliśmy na trening Alka.

-Cześć.-powiedziałam zsapana,bo biegliśmy.

-Cześć. -warknęli siatkarze.-Masz tą listę? Do podpisania się?

-Nie będzie żadnej listy.-ucałował mnie Alek w policzek i poszedł ćwiczyć. Siatkarze z głupimi minami stali i się na mnie patrzyli.

-Bierzcie się!!-krzyknęłam,a siatkarze wgl nie wiedzieli czy mówię na poważnie czy z żartem.

Jutro chłopaki maja wolne. Wracam do tego,bo mają mecz i chce żeby wypoczęli. Ogłosiłam informacje wszystkim i razem z Alkiem pojechałam do jego domu.

-Nie jesteś głodna?

-Nie. Skończę to prasować i idę spać.

-To idź spać,a ja dokończę,hm?

-Nie,ty idź spać.

-Zresztą zostaw to i chodź do mnie. Tęskniłem tak bardzo za tobą. -wtulił się we mnie.

-A ja za tobą.-Uśmiechnęłam się lekko.

-Ej,widziałem lekki uśmiech czy mi się przywidziało?

-Przywidziało ci się.-zawstydzona schowałam twarz w jego bluzie.

-Moja mała najukochańsza. -ucałował mnie.

-Jutro leżymy caaaały dzień w łózko!

-Czy ja wiem..?

-A czemu nie?

-Oczywiście,że tak. -dał mi pstryczka w nosek.

-Super.

-Wiesz,co? Mam taki krem,który przyspiesza gojenie się ran,zadrapań i różnych rzeczy.

-Masz??

-No,mam. Chodź posmarujemy twoje łapki,bo mnie aż serce boli...

Usiedliśmy na fotelu i Alek posmarował moje ręce.

-Brzuszek mi pokaż.

-Nie...

-Czemu,Mysia?

-Bo tam był dzidziuś i go nie ma i oooo...

-Ale zawsze może być tam dzidziuś -puścił mi oczko i się uśmiechnął. Podniosłam bluzkę do góry i opuściłam trochę dresu. Alek pocałował mój brzuch i przytulił się głaskając mnie dłońmi po pupie.

-Mysiu..?

-Tak?

-Posmarujemy ten brzuch i chodź spać.

-Tak,tak.. Koniecznie.
-Bo mi zasypiasz już. - przeczesałam jego włosy dłonią

Alek posmarował mój brzuch i opuścił moją bluzkę.

-Rozbieraj się i idziemy spać.- stwierdziłam przykrywając się kołdrą.
-Już idę.

Alek położył się obok mnie. W końcu nie będę spała sama tylko z moim najwspanialszym siatkarzem.

-Dobranoc.- przytulił mnie mocno i ucałował w czubek głowy. 

-Dobranoc Mysiu. 



3

sobota, 4 marca 2017

Rozdział 3: "GAVIN!"

*Ania*

Kolejny dzień nie rozpoczął się dla mnie dobrze.
Po telefonicznej awanturze z prezesem klubu wcale nie miałam ochoty wychodzić dziś do pracy. Pozostałam więc w domu. Ubrałam sukienkę z Myszką Miki,która tak bardzo przypominała mi byłego chłopaka. 


Jedząc pomału śniadanie odczytywałam wiadomości na skrzynce mailowe,a w niej między innymi propozycja.

"Kwestia finansowa nie jest problemem. Zapłacimy ile Pani zechce,by tylko Panią ściągnąć do zespołu.
Pozdrawiam,
Prezes Konrad Piechocki"

Pozostawiłam wiadomość bez odpowiedzi by wymyślić racjonalne wyjście z sytuacji. W zasadzie nic mnie tu nie trzyma. Zamknęłam laptopa i pojechałam tak jak stałam na trening Asseco.
-Cześć Andrzej.. Możemy pogadać?
-W zasadzie powininem ich pilnować...
-Na chwilę.. Zrób im przerwę.-spojrzałam na kapitana drużyny. Był wyjątkowo blady i nie sprawiał wrażenia chętnego dziś do grania.
-No dobra...
Odeszliśmy z Kowalem na bok,gdzie wytłumaczyłam mu wszystko.
-No wiesz... To będzie dla nas duża strata...
-Wiem,ale nic mnie tu nie trzyma..
-A Alek? Brakuje nam wszystkim tej słodyczy bijącej od Was...
-Zapomnij. Pilnuj go,nie wygląda dziś dobrze.
-Kto?
-Alek.
-Czyli jednak się martwi!
-Tak,bo jest kapitanem naszej drużyny,czy to dziwne?
-Nie,nie skądże..
-No właśnie. Nie mów nikomu.
-Spoko.
Wolnym krokiem zaczęłam się kierować do wyjścia z hali..
-ANKA!!-usłyszałam biegnącego po schodach Kowala.
-Co?
-Nie ruszaj się stąd.
-Dlaczego?
-Chłopaki nie pozwolą Ci stąd odejść. Chrzanić Achrema...-przerwałam mu.
-Żebym zarqz Ciebie nie chrzaniła. Sama podejmę decyzje bez względu na nic.
-Spoko...

Zostawiłam Kowala samego i usiadłam na trybunach. Przyglądając się grze siatkarzy rozmyślałam nad propozycją. Może faktycznie zostać? Może wszystko się jeszcze ułoży? A jak się nie ułożyci zaprzepaszczę szansę? Nie mam pojęcia,ale Alek chyba by mnie zabił... Boże,o czym ja myślę... Jedziesz dziewczyno do Bełchatowa! Decyzja podjęta.
Po powrocie do domu spakowałam swoje rzeczy do toreb i walizki. Zeszło się i padnięta opadłam na kanapę. Jednak nie odpoczęłam długo,bo ktoś zapukał do drzwi. Pobiegłam na boso otworzyć.

-Cześć. Możemy Ci zająć chwilę?-spytał Alek stojący z Gavinem Schmittem.
-Komitet pożegnalny?-śmiechnęłam.
-Co?-spytał Alek i spojrzał zdziwiony na Kanadyjczyka.
-Nic..-warknęłam i dotarło do mnie,że sama w zasadzie się wygadałam. -Chodźcie...
Usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy rozmowę na temat zakończenia współpracy z Gavinem,który nie był z tego faktu zadowolony.
-Mogę zagadać z prezesem,ale nie obiecuje,że coś zdziałam...
-Ok,czyli chociaż to..
-Gavin czemu masz takie brudne dłonie?-zaśmiałam się.
-Pożyczak nam się po drodze rozkutasił.
-Ok,idź się umyj.

Zostałam sama z Achremem. Zahaczyłam kosmyk włosów o ucho i dopiłam swoją kawę,której ostatnio pijam bardzo dużo. Jak się nie sypia po nocach, to coś musi mnie utrzymać przy życiu w trakcie dnia..

-Nowy kolczyk?- spytał,a na jego twarzy widniał delikatny uśmiech.
-Tak.- odpowiedziałam wstydliwie. Kto jak kto,ale on doskonale wie jak sprawić,że moje policzki przybiorą lekko różowego koloru.
-Jego blask aż bije po oczach zupełnie jak Twój.
-Jestem zupełnie inną osobą...
-Zauważyłem. Nie uśmiechasz się już tak często jak kiedyś. Wszędzie Cie było pełno. Jaskrawe kolory ubrań które ubierałaś ale sprawiały,że nie sposób było Cię nie zobaczyć... A teraz szarość,czerń,smutek i żal...
-Bardzo dobrze sobie radzę...-do moich oczu napłynęły łzy,jednak nie spojrzałam na niego.
-Ja w to nie wątpię. Jesteś silną kobietą. Twardą z ostrym  charakterem.
-Tak.
-Ale tylko z zewnątrz taka jesteś. W wewnątrz jesteś delikatną,czułą i wrażliwą osóbką, która dusi w sobie wszelkie cierpienie.. -otarłam łzę,ktora spłynęła po moim policzku
-Tej osoby już nie ma...-wydusiłam z siebie.
-Właśnie widzę.
-Co widzisz?
-Że ktoś mi tu wciska niezły kit.
-Soczewka mi się przesunęła i podrażniła oko...-warknęłam kłamiąc.
-Jasne... GAVIN! RUSZ SIĘ!!-Wykrzyczał.
Po chwili Gavin wrocił do salonu i siadajac na kanapie zalał Achrema jego kawą.
-No i co zrobiłeś idioto!
-Przepraszam,czy ty zawsze musisz pić kiedy siadam?!
-A czy ty zawsze musisz siadać kiedy piję?!-wykrzyczał Alek ścierając z białej bluzki plamę.
Pobiegłam na górę szybko,gdzi mam jeszcze kilka jego rzeczy. Przyniosłam mu identyczną.
-Trzymaj,przebierz się..
Alek niepewnie sięgną po bluzkę patrząc przy tym z pogardæ na Gavina.
-Co sie tak na mnie patrzysz jak byś chciał mnie zabić?-spytał Gavin.
-Nie mów do mnie teraz!-zaśmialiśmy sie. Alek wziął łyka kawy i odstawił kubek na ławę.
-Gavin?-spytał.
-Czego?
-Odwróć się. Nie chce żebyś patrzył.
-Weź ty się lecz,Achrem!
Alek ściægnął z siebie zaplamioną bluzkę,a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.
-Odniosę filiżanki..-mruknął Kanadyjczyk. Zostaliśmy sami i to był chyba najgorszy błąd. Podałam Achremowi bluzkę,która leżała na kanapie i stoją na przeciwko niego wpatrywałam się w jego oczy.
-Tęsknię...-wyszeptał i poprawił mojæ grzywkę dłonią. Moje serce o mało nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej.

*Gavin*

Szedłem wkurzony do salonu,bo przecież znowu chciało mu się pić kiedy siadałem... Zatrzymałem się jednak tuż za rogiem,bo zobaczyłem coś czego przerwać nie mogłem.
-Tęsknię Mysia...-powiedział spokojnym głosem i obejmując jedną dłonią jej policzek,pocałował ją. Kamińska była starą Kamińską. Odwzajemniła pocałunek,po którym Alek przytulił dziewczynę. -Mysiunia,czemu mnie odstawiłaś?
-GAVIN!!-wykrzyczała patrząc w oczy kapitaną,czym mnie przestraszyła.

*Ania*

Roztrzęsiona usiadłam na kanapie. Przecież obiecałam sobie,że nigdy więcej tego faceta...
-Wołałaś mnie?
-Tak. Zbierajcie się,bo mam jeszcze ważną sprawę do zrobienia.
-Ok.

*Alek*

Ubrałem bluzkę i kurtkę. Razem z Gavinem wyszedłem z jej domu. Wsiedliśmy do auta izacząłem o niej rozmyślać.
-Co tak przycichłeś?-spytał Gavin.
-Niiiic...-mruknąłem i chwyciłem za pas.
-Nadal ją kochasz?
-Taa...-zapiąłem pas.
-Ale ona Ciebie tez musi kochaç skoro pozwoliła Ci się pocałować,Alek,i przytulić. Więc nie jest aż tak źle na jako wygląda.
-Wygląda źle...
-Nie prawda.
-Ania,wygląda źle... Zauważyłeś te oczy bez blasku? Te zapadnięte policzki? Bladą cere i to nie z powodu zmiany podkładu? To nie jest ta Anka.
-Słuchaj..
-No?
-Idź do niej. Może coś drgnie. Pocałowałeś ją,wspomnienia jej wróciły.
-Nie.. Gdyby chcia...-nie dokończyłem,bo mój telefon zawibrował. Sięgnąłem urządzenie z kieszeni i odczytałem wiadomość od... -Ania?

"Wracaj po dokumenty,sklerotyku."

Zaśmiałem się i schowałem telefon do kieszeni.
-Zaraz wracam.
-A ty gdzie?
-Po twoje dokumenty,bo same tu nie przyjdą.

*Ania*

Czekałam w salonie na Achrema.
-Sory,zapomniałem... Wszystko przez Gavina.
-Spoko. Zdarza się.
-Yhym-uśmiechnął się. -Ostatnio bardzo często.
-Wiesz.. Odchodzę...
-Znowu?!
-Jak to?
-Najpierw odeszłaś ode mnie...
-Teraz odchodzę z klubu.
-Gdzie?
-Do Bełchatowa...
-Do największego rywala?
-Tak...-otarłam łzę. Achrem zasmucony usiadł na kanapie.
-Nie pozwolę Ci stąd odejść...
-Czemu? Nie jesteśmy razem,co ułatwia mi decyzję...
-Ja nadal cie kocham...
-A ja ciebie nie...-skłamałam i się rozpłakałam. Alek pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Chwilę później odjechali. Do końca dnia próbowałam podjąć słuszną decyzję i podjęłam ją.


0

czwartek, 2 marca 2017

Rozdział 2: "Weźmy challange."


*Alek*

Kolejnego dnia przed wyjściem na trening pożegnałem się z obecną dziewczyną i wyruszyłem w drogę. Przyszedł mi SMS. Od razu odczytałem,ale jak się okazało nie była to wiadomość od tej dziewczyny, od której chciałbym by to była ta wiadomość.

"Uważaj <3"

Kiedy byłem na miejscu, przebrałem się i poszedłem na halę.

-Cześć. -uśmiechnąłem się do byłej dziewczyny.
-Cześć...-mruknęła. Zauważyłem, że na ręku dziewczyny jest lekkie zadrapanie. Nawiązałem rozmowę.
-Co się stało?-wskazałem na ranę.
-Zahaczyłam...-spojrzała mi w oczy-Nie ważne....-warknęła. Westchnąłem zasmucony i poszedłem na rozgrzewkę.
Po powrocie do domu chciałem być sam. Emila zaczęła sprzątać wszystko co przypominało mi Anię.
-Zostaw to zdjęcie.-stwierdziłem kiedy dziewczyna sięgnęła po nasze pierwsze wspólne zdjęcie.
-Czemu?
-Bo mi się podoba.
-Ale mi się nie podoba,bo tu jest ta zdzira!-Poderwałem się z kanapy i wyrwałem jej z rak ramkę ze zdjęciem.
-Nie nazywaj jej tak?
-Bo?
-Bo dzięki niej nadal jestem w drużynie.
-O Jezu... To się zdecyduj!!! Albo ona,albo ja?!-odetchnąłem słysząc to od Emilii.
-Nie wiem...Emila...
-Co?!
-No właśnie to...
-Aha,spoko... Zadzwoń jak się zdecydujesz, nara...

Dziewczyna zabrała torebkę i wyszła trzaskając drzwiami. Wpatrywałem się w zdjęcie i przypominałem sobie jak to było kiedy byliśmy razem.
Chwyciłem za telefon. Wybrałem jej numer.

*Ania*

Płakałam,bo to wszystko jest okropne... Zadzwonił mi telefon. Wyświetlił się "numer zastrzeżony". Odebrałam.
-Anna Kamińska,słucham?
-Cześć...
-Kto mówi?
-Ja...
-Czyli?
-Alek...-zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
-Co chcesz?
-Ciebie spowrotem...
-Zapomnij!-rzuciłam słuchawką.

*Alek*

Kiedy usłyszałem głośny rumor przeraziłem się.. Pobiegłem do auta tak jak stałem. Pojechałem do niej i wbiegłem do domu nie zważając na nic. Na środku salonu zobaczyłem rozwalony telefon. Dziewczyna leżała na kanapie i płakała. Nie wiem jaki był tego powód,ale serce mnie bolało. Chciałem przy niej być. Przytulić,ucałować. Nie mam nic do stracenia,bo straciłem wszystko razem z nią. Usiadłem na kanapie.

-Dlaczego płaczesz?-spytałem i sięgnąłem po pudełko z chusteczkami. Wyciągnąłem jedną i otarłem jej łzy,które zmywały jej tusz z rzęs. Nie odpowiedziała. Milczała i płakała,a ja nie wiedziałem co ze sobą zrobić... Ta cisza "zabiła" mnie najbardziej... Byłem obok, ale nic nie mogłem zrobić. To okropne uczucie...

-Nie wiem czemu płaczesz... Nie mam pojęcia czemu rozwaliłaś telefon...
-Nienawidzę cię. Nie chcę cię więcej widzieć.-powiedziała zaciskając mocno szczeki.
-Powiedz chociaż dlaczego?
-Bo mnie zostawiłeś wtedy kiedy Cię najbardziej potrzebowałam!!-wykrzyczała płacząc.
-JA????!!!-zaskoczyła mnie.-Przecież byłem przy tobie!
-Taaa,jasne... Wyjdź stąd...

Westchnąłem,bo nie miałem nawet siły na kłótnie z nią. Pozbierałem jej telefon i położyłem na ławie. Spojrzałem na nią ostatni raz,bo już nigdy więcej jej nie zobaczę...

*Paul*

-Amy,muszę jechać do Alka na chwilę.
-Po co?
-Nie chcę go zostawiać samego.. Od kiedy nie jest z Kamińską ma wielkiego doła... Martwię się o niego ..
-Ok,jedź,tylko uważaj.
-Spoko. Odezwę się gdyby coś.-pocałowałem ją w policzek. Wyszedłem z domu i wsiadłem do auta. Wpierw pojechałem do Anki,ale po półgodzinie stania pod jej drzwiami zrezygnowałem. Pojechałem do sklepu,ale zrezygnowałem z zakupów widząc długą kolejkę do kasy. Odstawiłem koszyk i wyszedłem. Pojechałem do Alka. Jego auto stało na podwórku,ale w domu nie paliło się żadne światło. Znowu stałem pod drzwiami jak głupi. Nacisnąłem na klamkę,drzwi się otworzyły same. Wszedłem do środka. Zdjąłem buty i poszedłem do salonu, w którym zobaczyłem przyjaciela. Pijanego przyjaciela. Przeszedł po mnie dreszcz i nerwowo przełknąłem ślinę widząc w jego dłoniach błyszczące ostrze.
-Co tu robisz sam?-spytałem,a mężczyzna lekko zadrżał.
-A co ci do tego?-wybełkotał.
-Nawet nie wiesz jak dużo-mruknąłem pod nosem zdejmując z siebie kurtkę, bo już wiedziałem, że nie będzie łatwo. Sięgnąłem telefon i wybrałem numer ukochanej.
-Słucham?
-Amy,zejdzie się trochę.
-A co?
-Opowiem ci w domu. Buźka.
-Pa.
Schowałem telefon do kieszeni i usiadłem w fotelu. Była cisza.
-Nie boisz się?-spytał mnie.
-Czego?
-Raczej o kogo?
-O kogo?
-O nią?
-Zależy pod jakim kątem patrzysz.
-Została sama,powi... Poewj... Musisz być w domu.
-Amy spotkała się z koleżankami u nas w domu,więc pomyślałem,że wpadnę do ciebie przyjacielu. -uśmiechnąłem się.
-CHCE BYĆ SAM!!-wykrzyczał.
-Nie Alek. Nie możesz być teraz sam.
-Bo co?
-Bo nie.
-Chce,być sam. Rozumiesz? Jeśli stąd za chwilę nie wyjdziesz to...-spojrzał na nóż.
-Alek... Wiesz... Ja się nie boję.
-Nie?
-Nie.
-No to weźmy challange.-uśmiechnął się i przystawił ostrze do swojego przedramienia.
-Nie Alek. Uspokój się! Do końca Cię już pogrzało?!
-Dlaczego?
-Bo masz dla kogo żyć.
-Dla kogo?
-Dla niej. Dla Anki. Ona Cię kocha!!Sama mi to powiedziała przed kilkoma minutami zanim przyjechałem do Ciebie!-skłamałem,bo inaczej nic by nie zadziałało - Ona wróci do ciebie zobaczysz...-mężczyzna rzucił ostrze na stół. Odetchnąłem.
 -Tak Ci powiedziała??
-Może nie bezpośrednio,ale...
 -Nie chce mnie znać... Nie chce mnie widzieć... A Tobie mówi,że mnie kocha? Nic już z tego nie rozumiem.
-Ja też-mruknąłem.
-Co?
-Gówno- odpowiedziałem prędko - To nie prawda. Ona cię kocha tylko chce ci pokazać,że jest silna...Tylko tak mówi,a w myślach pewnie "wracaj do mnie$.
-Jest silna. Jest bardzo silna... A ja się obawiam, że będzie dość silna by poradzić sobie samej...
-Po prostu jej pomóż...
-Jak?
-Tak jak na początku znajomości. Pomogłeś się jej tu odnaleźć. Ogarniałeś temat mimo,że się kłóciliście.  Pomóż jej od nowa.
-To nie takie proste...-wypił zawartość kieliszka.
-Dlaczego?
-Bo ona mnie nie chce... Rzuciła dziś słuchawką, kiedy zadzwoniłem. Pojechałem, bo się przeraziłem,że coś jej się stało... A ona rzuciła telefonem o podłogę... Płakała...
-Alek... Powalcz jeszcze skoro ci zależy.
-Zależy... Chciałbym ją teraz mieć przy sobie...
-Odstaw wódkę,bo jutro wyczuje ze piłeś.
-No właśnie. -uśmiechnął się i wypił zawartość kieliszka.
-Nie podoba mi się ten uśmiech. Co ty kombinujesz?
-Najwyżej mnie ochrzani.-odstawił kieliszek.
-Od stóp do głów. -odetchnąłem. -A nie lepiej po ludzku to załatwić?
-Będzie po mojemu.
-Dobra,dobra. Po twojemu to się kładź spać już.
-Noo.- wypił zawartość Kokoszka i w końcu zasnął. O ja pierdole... Przecież ja go zastrzelę któregoś razu... Posprzątałem po nim w salonie,chociaż trochę,bo będzie wódą wszystko walić.

W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Było wcześnie,więc nie byłem aż tak zdziwiony.
Otworzyłem drzwi, w których stała Kamińska.

-Cześć- przełknąłem ślinę.
-Hej... Jest Alek?
-Nie....? Znaczy jest,ale go nie ma. Dziś. Bo śpi.

*Ania*

-To nic... Zostawię mu tylko raport meczowy do podpisania.
-Jasne,spoko. Wejdź.
W powietrzu wyczułam unoszący się zapach alkoholu. Nie pewnie weszłam do środka widząc śpiącego Alka. Położyłam teczkę z dokumentami na lawie i usiadłam obok Achrema. Miał twardy sen. Delikatnie Pogłaskałam mężczyznę po głowie,a spływająca po moim policzku kropla spadła wprost na jego dłoń. Otarłam policzek widząc,ze siatkarz się budzi.
-Nic nie piłem,nie...-burknął przez sen i przerzucił się na bok. Zaśmiałam się lekko i nie mogłam się przestać w niego wpatrywać.
-Ania?-wyszeptał Paul czym mnie przestraszył.
-Już wychodzę..-szybko Chwyciłam torebkę i zaczęłam kierować się do wyjścia.
-Zaczekaj.-złapał mnie za rękę Paul.
-Na co?
-Zostań tutaj. Przecież widać,że oboje się jeszcze kochacie...-Rozpłakałam się i wtuliłam w Lotmana.
-Nie potrafię sobie tego wybaczyć,ze nie mam już tego dziecka...
-Spokojnie.. Wszystko będzie dobrze. Razem dacie rade,Ania..-otarł moje łzy. -Idź do niego i zostań przy nim do rana...
-Nie...





-Wiem,że śmierdzi-zaśmiał się-bo pił. Ale pił,bo nie ma ciebie przy nim.
-I nie będzie...-Wyrwałam się z objęć Paula i szybko wybiegłam z domu. Pojechałam do siebie i znowu nie mogłam spać po nocy...


1

środa, 1 marca 2017

Rozdział 1: "Obojętnie..."



To był trudny czas, wiele się zmieniło w moim życiu. Po powrocie z Rosji poroniłam. Miałam depresję i rozstałam się z Alkiem. Nie miałam wyrzutów sumienia.  Wiele rzeczy się wydarzyło, ale o nich dowiecie się w przyszłości,bo chcąc nie chcąc prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw.

Dziś pierwszy raz po półrocznej przerwie jadę na pierwsze spotkanie z zawodnikami. Mam zupełnie nowe spojrzenie na tą drużynę. 

Kiedy wybiła 18.00 byłam już w sali odpraw i czekałam na zbierających się siatkarzy.

-Puszczam listę obecności. Każdy z Was ma się podpisać. Lista będzie obowiązywać na każdym treningu,odprawie czy innym spotkaniu klubowym.

-Co? Jaka lista?Andzia? -spytał zaskoczony Fabio.

-Fabian?Czy coś ci nie odpowiada?

-Nie,tylko wcześniej żadnej listy obecności nie było...

-Masz się tylko podpisać. Jak ci ciężko, to tam są drzwi. - wskazałam.

-Nie,no.. Spoko,podpisze.

-Brawo. Lista będzie dostępna tylko przez 10 minut. Potem będzie już nieobecność.

-Zmiany,zmiany.-westchnął Kowal.

-Ciebie też to dotyczy.

-Mnie?!!-oburzył się.

-Tak,ciebie. Jaki trener,taka drużyna. Po odprawie,kiedy dotrę do domu wrzucę wam wszystkim na maila plany treningowe,które macie realizować. Bez wyjątku.

Po wprowadzeniu nowych zasad regulaminu wewnętrznego spakowałam rzeczy i poszłam na parking.

*Fabian*

-Jezu,ale ta Kaminska się teraz zrobiła.. Ja rozumiem,że poroniła i tak dalej,ale bez przesady... Zero poczucia humoru. -powiedziałem na głos.

-A co ty jej się dziwisz? Poroniła,rzuciła Achrema to teraz wiesz...-odpowiedział Gavin.

-Weź ,przecież jak tak dalej pójdzie to ona nas wykonczy ...Ty Alek?

-No?

-Co Ty na to?

-Na co?

-Na Kaminską?

-Taa,pytaj jego. Daj mu spokój...

*Alek*

Chłopaki odeszli,a ja kierowałem się na parking. Zobaczyłem na nim Anię. Jak zawsze moje serducho zabiło mocniej. Podszedłem do niej,bo grzebala coś pod maską od swojej czerwonej Mazdy.

-Pomóc Pani?-spytałem oficjalnie.

-Nie,dzięki,dam sobie radę.

-Jasne...-mruknąłem pod nosem i wcisnąłem bezpiecznik.-Teraz już powinien zapalić.

-Mówiłam,że sobie poradzę! Nie chcę niczyjej pomocy!-trzasnęła maską przycinajac sobie palca. Głośno zabluźniła.

-Pokaż tego palca.-dotknąłem jej dłoni.

-Zostaw mnie!

-Pokaż tego palca. Nic ci nie zrobię. -dziewczyna niechętnie wyciągnęła do mnie dłon,ale tylko na sekundę. Nie zdążyłem nawet nic zobaczyć co jej dolega. Kurde... Ale się zmieniła...

-Dobranoc.-wsiadła do auta i odjechała. Kto by myślał,że to wszystko się tak zakończy.. Pamiętam wszystko. Było tak pięknie,a pierścionek zdał się być zbyteczny. Leży w mojej szafce treningowej. Za każdym razem kiedy go widzę przypominają mi się najpiękniejsze chwile jakie spędziłem z nią. Tak bardzo tęsknię za nią. Nie potrafię się odnaleźdź w nowym związku,bo chcę wrócić do Kamińskiej... Bo to nie to.. Serce nie bije tak mocno jak wtedy,przy niej..

W domu sięgnąłem po komputer i zacząłem oglądać nasze zdjęcia. Jest taka śliczna kiedy się uśmiecha. Już dawno nie widziałem tego uśmiechu na żywo.

Ubrałem się w koszulę, marynarkę i chwyciłem jakieś papiery. Pod pretekstem zlecenia przez Kowala mi ich do podpisania przez nią pojechałem do niej. Żeby chociaż ją zobaczyć,usłyszeć jej głoss. Zapukałem do drzwi,które po chwili otworzyła dziewczyna.

-Cześć. Mogę zająć Ci chwilę?

-Po co?-warknęła

-Trener dał mi papiery,które musisz podpisać.

-Spoko,wejdź.

Kiedy wszedłem do jej domu moje wspomnienia ożyły. Wszystko tak jak by to było wczoraj. Usiadłem na kanapie. Dziewczyna zachowała do mnie dystans i usiadła w fotelu.

-Daj mi to.-chwyciła teczkę i siegnęła papiery. Wczytała się,a ja nie odrywając od niej wzroku "delektowalem" się widokiem ukochanej.

-Podpiszesz?

-Nie.

-Czemu?

-Bo to są papiery z zeszłego roku. Niech jutro weźmie... Zresztą dobra.. Zadzwonię do niego.

-Co?Nie. Ja z nim pogadam. On mi to zlecił więc ja to załatwię.

-Liczyć na Was to ...-spakowała kartki do teczki.

-Moge ci zadać pytanie?

-Co znowu?!-nie była nigdy taka nerwowa.

-Jak się trzymasz?

-Nie interesuj się mną. Masz swoja miłość już, więc nie interesuj się. Dobranoc. Tam są drzwi.

Z bólem serca wyszedłem z pomieszczenia. Pojechałem do domu i byłem wściekły,że ją puściłem wtedy do tego Kazania.

Wróciłem do domu. Ubarałem maskę,ktorą noszę od kiedy rozstałem się z Anią i udawałem,że wszystko jest ok.

-Hej sportowcu.-ucałowała mnie.

-Cześć,jak dzionek?

-Do kitu... Zmarnowałam dziś trzy lakiery na klientce..

-Uuuu,nie dobrze. A co jej malowałaś?

-Jakiś tam wzorek,ale nie wychodził,a babce kończyła się cierpliwość.

-Spoko,nauczysz się i tego.-uśmiechnąłem się mając w myślach Anie.

-Bardzo zmęczony jesteś?

-A czemu pytasz?

-Myślałam,żebyśmy pojechali gdzieś.

-Gdzie?

-Obojętnie.. Nie chce siedzieć w domu..

-Dzis odpocznę. Jutro obiecuje,że gdzieś pojedziemy.-zamknąłem oczy,które przykryłem ręką. Myślałem o tym smutnym spojrzeniu Kamińskiej. Tak bardzo mi jej brakuje... Tylko przy niej czułem się prawdziwie potrzebny,a tutaj? Tutaj jest zupełnie inaczej.. Nie ma słodkich słówek,czułości,nie ma nic,bo Emila uważa to za dziecinne i nie poważne. Spoko,może i takie jest,ale ja tego chce... Chce moją Mysię,którą cały czas kocham...

*Ania*

Kiedy zamknął drzwi odetchnęłam,bo już nie musiałam udawać "wrednej suki". Otworzyłam okno by wywietrzyć jego zapach,który do tej pory doskonale pamiętam. Położyłam się do łóżka i zaczęłam płakać... Nigdy się nie pozbędę wspomnień z Achremem...

*Alek*

Zadzwonił mi telefon. Za każdym razem gdy słyszę dźwięk wiadomości zrywam się do urządzenia z nadzieją,że to Kamińska.

"Chodz spać na górę..."

Emila... Nie chcę tam.. Przy jednej kobiecie miałem tylko spokojny sen. Przy tej-nie jest mi wygodnie. Kamińska co ci strzeliło do tej główki,żeby mnie odstawić...-przetarłem czoło dłonią i chciał nie chciał poszedłem na górę do Emilii. Nie mogłem spać, tradycyjnie już chyba...

1
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.