*Ania*
Kolejny dzień nie rozpoczął się dla mnie dobrze.
Po telefonicznej awanturze z prezesem klubu wcale nie miałam ochoty wychodzić dziś do pracy. Pozostałam więc w domu. Ubrałam sukienkę z Myszką Miki,która tak bardzo przypominała mi byłego chłopaka.
Jedząc pomału śniadanie odczytywałam wiadomości na skrzynce mailowe,a w niej między innymi propozycja.
"Kwestia finansowa nie jest problemem. Zapłacimy ile Pani zechce,by tylko Panią ściągnąć do zespołu.
Pozdrawiam,
Prezes Konrad Piechocki"
Pozostawiłam wiadomość bez odpowiedzi by wymyślić racjonalne wyjście z sytuacji. W zasadzie nic mnie tu nie trzyma. Zamknęłam laptopa i pojechałam tak jak stałam na trening Asseco.
-Cześć Andrzej.. Możemy pogadać?
-W zasadzie powininem ich pilnować...
-Na chwilę.. Zrób im przerwę.-spojrzałam na kapitana drużyny. Był wyjątkowo blady i nie sprawiał wrażenia chętnego dziś do grania.
-No dobra...
Odeszliśmy z Kowalem na bok,gdzie wytłumaczyłam mu wszystko.
-No wiesz... To będzie dla nas duża strata...
-Wiem,ale nic mnie tu nie trzyma..
-A Alek? Brakuje nam wszystkim tej słodyczy bijącej od Was...
-Zapomnij. Pilnuj go,nie wygląda dziś dobrze.
-Kto?
-Alek.
-Czyli jednak się martwi!
-Tak,bo jest kapitanem naszej drużyny,czy to dziwne?
-Nie,nie skądże..
-No właśnie. Nie mów nikomu.
-Spoko.
Wolnym krokiem zaczęłam się kierować do wyjścia z hali..
-ANKA!!-usłyszałam biegnącego po schodach Kowala.
-Co?
-Nie ruszaj się stąd.
-Dlaczego?
-Chłopaki nie pozwolą Ci stąd odejść. Chrzanić Achrema...-przerwałam mu.
-Żebym zarqz Ciebie nie chrzaniła. Sama podejmę decyzje bez względu na nic.
-Spoko...
Zostawiłam Kowala samego i usiadłam na trybunach. Przyglądając się grze siatkarzy rozmyślałam nad propozycją. Może faktycznie zostać? Może wszystko się jeszcze ułoży? A jak się nie ułożyci zaprzepaszczę szansę? Nie mam pojęcia,ale Alek chyba by mnie zabił... Boże,o czym ja myślę... Jedziesz dziewczyno do Bełchatowa! Decyzja podjęta.
Po powrocie do domu spakowałam swoje rzeczy do toreb i walizki. Zeszło się i padnięta opadłam na kanapę. Jednak nie odpoczęłam długo,bo ktoś zapukał do drzwi. Pobiegłam na boso otworzyć.
-Cześć. Możemy Ci zająć chwilę?-spytał Alek stojący z Gavinem Schmittem.
-Komitet pożegnalny?-śmiechnęłam.
-Co?-spytał Alek i spojrzał zdziwiony na Kanadyjczyka.
-Nic..-warknęłam i dotarło do mnie,że sama w zasadzie się wygadałam. -Chodźcie...
Usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy rozmowę na temat zakończenia współpracy z Gavinem,który nie był z tego faktu zadowolony.
-Mogę zagadać z prezesem,ale nie obiecuje,że coś zdziałam...
-Ok,czyli chociaż to..
-Gavin czemu masz takie brudne dłonie?-zaśmiałam się.
-Pożyczak nam się po drodze rozkutasił.
-Ok,idź się umyj.
Zostałam sama z Achremem. Zahaczyłam kosmyk włosów o ucho i dopiłam swoją kawę,której ostatnio pijam bardzo dużo. Jak się nie sypia po nocach, to coś musi mnie utrzymać przy życiu w trakcie dnia..
-Nowy kolczyk?- spytał,a na jego twarzy widniał delikatny uśmiech.
-Tak.- odpowiedziałam wstydliwie. Kto jak kto,ale on doskonale wie jak sprawić,że moje policzki przybiorą lekko różowego koloru.
-Jego blask aż bije po oczach zupełnie jak Twój.
-Jestem zupełnie inną osobą...
-Zauważyłem. Nie uśmiechasz się już tak często jak kiedyś. Wszędzie Cie było pełno. Jaskrawe kolory ubrań które ubierałaś ale sprawiały,że nie sposób było Cię nie zobaczyć... A teraz szarość,czerń,smutek i żal...
-Bardzo dobrze sobie radzę...-do moich oczu napłynęły łzy,jednak nie spojrzałam na niego.
-Ja w to nie wątpię. Jesteś silną kobietą. Twardą z ostrym charakterem.
-Tak.
-Ale tylko z zewnątrz taka jesteś. W wewnątrz jesteś delikatną,czułą i wrażliwą osóbką, która dusi w sobie wszelkie cierpienie.. -otarłam łzę,ktora spłynęła po moim policzku
-Tej osoby już nie ma...-wydusiłam z siebie.
-Właśnie widzę.
-Co widzisz?
-Że ktoś mi tu wciska niezły kit.
-Soczewka mi się przesunęła i podrażniła oko...-warknęłam kłamiąc.
-Jasne... GAVIN! RUSZ SIĘ!!-Wykrzyczał.
Po chwili Gavin wrocił do salonu i siadajac na kanapie zalał Achrema jego kawą.
-No i co zrobiłeś idioto!
-Przepraszam,czy ty zawsze musisz pić kiedy siadam?!
-A czy ty zawsze musisz siadać kiedy piję?!-wykrzyczał Alek ścierając z białej bluzki plamę.
Pobiegłam na górę szybko,gdzi mam jeszcze kilka jego rzeczy. Przyniosłam mu identyczną.
-Trzymaj,przebierz się..
Alek niepewnie sięgną po bluzkę patrząc przy tym z pogardæ na Gavina.
-Co sie tak na mnie patrzysz jak byś chciał mnie zabić?-spytał Gavin.
-Nie mów do mnie teraz!-zaśmialiśmy sie. Alek wziął łyka kawy i odstawił kubek na ławę.
-Gavin?-spytał.
-Czego?
-Odwróć się. Nie chce żebyś patrzył.
-Weź ty się lecz,Achrem!
Alek ściægnął z siebie zaplamioną bluzkę,a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.
-Odniosę filiżanki..-mruknął Kanadyjczyk. Zostaliśmy sami i to był chyba najgorszy błąd. Podałam Achremowi bluzkę,która leżała na kanapie i stoją na przeciwko niego wpatrywałam się w jego oczy.
-Tęsknię...-wyszeptał i poprawił mojæ grzywkę dłonią. Moje serce o mało nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej.
*Gavin*
Szedłem wkurzony do salonu,bo przecież znowu chciało mu się pić kiedy siadałem... Zatrzymałem się jednak tuż za rogiem,bo zobaczyłem coś czego przerwać nie mogłem.
-Tęsknię Mysia...-powiedział spokojnym głosem i obejmując jedną dłonią jej policzek,pocałował ją. Kamińska była starą Kamińską. Odwzajemniła pocałunek,po którym Alek przytulił dziewczynę. -Mysiunia,czemu mnie odstawiłaś?
-GAVIN!!-wykrzyczała patrząc w oczy kapitaną,czym mnie przestraszyła.
*Ania*
Roztrzęsiona usiadłam na kanapie. Przecież obiecałam sobie,że nigdy więcej tego faceta...
-Wołałaś mnie?
-Tak. Zbierajcie się,bo mam jeszcze ważną sprawę do zrobienia.
-Ok.
*Alek*
Ubrałem bluzkę i kurtkę. Razem z Gavinem wyszedłem z jej domu. Wsiedliśmy do auta izacząłem o niej rozmyślać.
-Co tak przycichłeś?-spytał Gavin.
-Niiiic...-mruknąłem i chwyciłem za pas.
-Nadal ją kochasz?
-Taa...-zapiąłem pas.
-Ale ona Ciebie tez musi kochaç skoro pozwoliła Ci się pocałować,Alek,i przytulić. Więc nie jest aż tak źle na jako wygląda.
-Wygląda źle...
-Nie prawda.
-Ania,wygląda źle... Zauważyłeś te oczy bez blasku? Te zapadnięte policzki? Bladą cere i to nie z powodu zmiany podkładu? To nie jest ta Anka.
-Słuchaj..
-No?
-Idź do niej. Może coś drgnie. Pocałowałeś ją,wspomnienia jej wróciły.
-Nie.. Gdyby chcia...-nie dokończyłem,bo mój telefon zawibrował. Sięgnąłem urządzenie z kieszeni i odczytałem wiadomość od... -Ania?
"Wracaj po dokumenty,sklerotyku."
Zaśmiałem się i schowałem telefon do kieszeni.
-Zaraz wracam.
-A ty gdzie?
-Po twoje dokumenty,bo same tu nie przyjdą.
*Ania*
Czekałam w salonie na Achrema.
-Sory,zapomniałem... Wszystko przez Gavina.
-Spoko. Zdarza się.
-Yhym-uśmiechnął się. -Ostatnio bardzo często.
-Wiesz.. Odchodzę...
-Znowu?!
-Jak to?
-Najpierw odeszłaś ode mnie...
-Teraz odchodzę z klubu.
-Gdzie?
-Do Bełchatowa...
-Do największego rywala?
-Tak...-otarłam łzę. Achrem zasmucony usiadł na kanapie.
-Nie pozwolę Ci stąd odejść...
-Czemu? Nie jesteśmy razem,co ułatwia mi decyzję...
-Ja nadal cie kocham...
-A ja ciebie nie...-skłamałam i się rozpłakałam. Alek pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Chwilę później odjechali. Do końca dnia próbowałam podjąć słuszną decyzję i podjęłam ją.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz