poniedziałek, 22 maja 2017

Rozdział 7: "Zostaw mnie!"


-Ania?
-Hm?
-Budź się już pomału.-ucałował mnie w ramię.
-A która godzina?
-8.30 i za chwilę śniadanko.
-Ok,już wstaję.

Poszłam do toalety, gdzie zwymiotowałam. Nie wiem czym to było spowodowane. Wzięłam prysznic i ubrałam się.

-Alek?
-Tak?
-Rzygałam krwią...-zrobiło mi się słabo, ale siatkarz mnie w ostatniej chwili złapał. Położył mnie na łóżku i zadzwonił po lekarza. Cała się trzęsłam, bo się bałam.
-Już lekarz idzie. -pogłaskał mnie po czole. - Spokojnie. Boli cię coś?
-Tak, brzuch...
-O mój Boże... Tylko nie nasz brzusio... Pokaż gdzie cię boli?
-Tutaj-położyłam jego dłoń na zaokrąglonym brzuszku czując skurcze i wielki ból.
-Co się dzieje!!-wpadł lekarz i zaczął mnie badać.
-Rzygałam krwią i mam skurcze straszne...
-O nie... Nie uratujemy już tego dziecka.. Do szpitala!!-wykrzyczał. Nie wiem kiedy znalazłam się w szpitalu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Alka. Zaczęłam płakać widząc krew na swoich dłoniach i kołdrze. Sprawdziłam swój brzuszek..., którego nie było... Spanikowałam.
-Alek...
-Zostaw mnie!! Jesteś zwykłą idiotką!! Jak mogłaś mi to zrobić!! Jak mogłaś poronić nasze dziecko!!! Dziwka jak każda kobieta!!-uderzył mnie i wyszedł.
-NIE CHCĘ ŻYĆ!!!-Poderwałam się z krzykiem. Byłam spocona.. Zapaliłam lampkę i obejrzałam swoje dłonie. Były czyste i nie było na nich krwi. Chwyciłam telefon i zaczęłam oglądać kołdrę. Ta też była czysta. Leżałam sama w łóżku i podpierając głowę o kolana zaczęłam płakać.
-Kochanie..? W porządku?-spytał mężczyzna.
-Nie...-ryknęłam płaczem, a Alek mnie przytulił.
-Opowiedz mi...

Opowiedziałam wszystko ukochanemu płacząc.
-Spokojnie, to był tylko zły sen.-słysząc to odetchnęłam i jeszcze bardziej wtuliłam się w mężczyznę.
-Kocham Cię bardzo Alek...
-Ja ciebie też bardzo kocham, Mysia. Uspokój się już. To był tylko zły sen. Weźmiesz prysznic? Jesteś cała mokra.
-Tak..
Poszłam wziąć prysznic, pod którym wypłakałam swoje. Kolejna zarwana noc...
Po prysznicu wróciłam do łózka. Skuliłam się i nie potrafiłam przestać płakać.
-Za chwilkę wracam.-ucałował mnie i wyszedł z pokoju. Tak bardzo chciałam tego dziecka. Teraz, przez to wszystko, czuję się okropnie...

*Alek*

Zapukałem do pokoju lekarza.
-Alek?-otworzył.
-Tak. Przepraszam, że budzę... Masz doktor jakieś leki uspokajające?
-Ania?
-Tak... Jeszcze tak źle to nie było chyba... Cała się trzęsie i płacze... Chciałbym żeby jeszcze pospała...
-Biedni jesteście,oboje.. Wejdź. Zaraz coś znajdę na to.
Lekarz zaczął wyjmować wszystkie leki.
-Nasenne czy uspokajające?
-Uspokajające. Bez przesady, nie będę jej karmił nasennymi tylko po to żeby się wyspać.
-Oj Alek, Alek. Ona wygrała cię na loterii. Trzymaj. Najlepiej podaj jej do popicia sok. Byle nie grejfrutowy.
-Ok.
Wziąłem leki i pobiegłem do Ani. Nalałem jej soku do szklanki i podałem lek do ręki.

*Ania*

-Co to?
-Proszek, który pomoże Ci się uspokoić, żebyś mogła pospać jeszcze.
-Ok...
Połknęłam proszek i wypiłam zawartość szklanki. Siedziałam na łóżku, a Alek usiadł tuż za mną i przytulił się do mnie. Lekko kołysząc się i uspokajając mnie sprawiał, że przy nim czułam się bezpiecznie i pomału zapominałam o koszmarze.

*Alek*

Minęło co najmniej pół godziny nim Ania przestała płakać. Nie trzęsła się już, ale łkała. Przyznam się. Przysypiałem już, ale każdy jej ruch mnie wybudzał.
-Aluś??
-Tak?
-Mogę w końcu zasnąć?
-Tak, Mysiu. Powinnaś już dawno mi chrapać. - dałem jej pstryczka w nosek.
-To ja się położę i śpię... Ale ty też...
-Tak. Oboje Robaczku. -odetchnąłem. Przytuliłem mocno dziewczynę i szybko zasnęliśmy.
Obudził nas budzik. Odłożyłem telefon i przytuliłem jeszcze Anię.

*Ania*

Alek mnie tak czule przytulał, że wgl nie chciałam wychodzić z jego objęć, a co dopiero z łózka.
-Pospałaś trochę?- spytał uśmiechnięty.
-Jak mnie potem przytuliłeś, to zasnęłam i było mi dobrze, cieplutko i wgl.
-No to cieszę się bardzo.-ucałowałam go w podbródek.
-Wstajemy?-spytałam.
-Tak.
-Ale najpierw prysznic? Razem?
-Koniecznie.
Po wspólnym prysznicu zeszliśmy na śniadanie. Wzięliśmy tace i wzięliśmy swoje porcje.
-Smacznego.-ucałował mnie w policzek.
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się.
-Kurde,Alek.-zaczął Paul.
-Co?
-Jak wy to robicie?
-Co?
-Że jesteście tacy fajni dla siebie? Że kipicie miłością na każdym kroku i wgl??
-Tak?
-Noo i nie udawaj, bo jesteście słodcy i aż milo na was popatrzeć nawet jak się całujecie.-zaśmialiśmy się.
-Po prostu się kochamy i mamy gdzieś innych zdanie. Rozmawiamy ze sobą o wszystkim bez wstydu, bez żadnych ograniczeń. I tyle. A co? Z Amy się nie układa?
-Nie...-mruknął.
-Jak chcesz możemy pogadać.
-Ok,to chodź.
-Ej, nie ma tak. Miłość się rządzi własnymi prawami, ale to nie znaczy, że macie nie jeść śniadania. -zawróciłam ich i spojrzałam na pusty dwuosobowy stolik.-Tam macie wolny stolik. Idźcie tam pogadać. I macie zjeść!
-Dzięki -ucałował mnie Alek i odszedł. Tuż obok mnie usiadł Jaeschke.
-Co słychać Thom?
-Spoko. Chciałbym pogadać?
-O czym?
-No,bo wiesz... Poznałem taką dziewczynę. Fajna jest i wgl,ale ma chłopaka...
-Oo kochany, nie wsadzaj kija w mrowisko.
-No tak,ale oni się kłócą i wgl. On ją olewa, a ona się boi podjąć jakiekolwiek kroki..
-Jak ma na imię?
-Aleksandra.
-O fajnie,ja mam tak na drugie. Zresztą nie ważne. Ty byś chciał coś więcej?
-Tak..
-Hm.. Pisałeś do niej już?
-Nie.
-To zjedz i napisz do niej. A przed meczem napisz do niej żeby trzymała kciuki. Zobaczymy co odpisze i będziemy dalej myśleć. Ej, ale jak będziemy w Rzeszowie to chce ją poznać. Nikt nie może być ładniejszy ode mnie.
-Spoko, spoko. Dzięki - pocałował mnie w policzek, co zauważył Alek. Zmierzył nas wzrokiem, a ja mu pokazałam żeby się popukał w głowę.

Kiedy zjadłam odstawiłam tacę i wyszłam ze stołówki. Kierując się korytarzem do pokoju rozmyślałam o swoim kolejnym koszmarze.

-Andzia!-usłyszałam i się obejrzałam.-Zaczekaj!-krzyknął biegnący Alek.
-Gdzie idziesz?-spytał obejmując mnie ręką.
-Do pokoju.
-A nie masz chęci na spacer?
-Nie,chyba nie... Zresztą.. Przepraszam Cię,chciałabym pobyć sama...-odeszłam od siatkarza.
-Kochanie,co się dzieje?-zatrzymał mnie.
-Nic... Po prostu dzisiejszy koszmar nie daje mi spokoju... Czemu miałam krew na rękach?-spytałam i zaczęłam płakać. Alek mnie przytulił i oparł się plecami o ścianę.
-Mysia... Nie płacz... Sny mają o tyle to do siebie, że są zmyślone... Nigdy się nie spełniły i nie spełnia...
-Ale to tak jak bym to ja zabiła to dziecko...-wyłkałam.
-Nie ma mowy o tym,Rybko... Zrobiłaś co mogłaś by to dziecko chronić jak najmocniej... Wina jest tylko i wyłącznie lekarza,nie twoja.
-A sen?
-A sen był głupi i bez sensu,bo w życiu bym cię nie zostawił,nie uderzył i nie wyzwał od dziwek.
-Ok...-otarłam łzę.
-Uuuu,rozmazałaś się. Ale to nic. Panuje nad sytuacja.-zaśmiałam się.
-Już?-spytałam kiedy Achrem ocierał mój rozmazany tusz,a obok przechodził Thomas.
-Ej,Thom,masz chusteczkę?
-Mam.
-To daj jedną.

Po chwili Alek dostał chusteczkę i otarł nią moje oczy.

-Dobra,jesteś piękna.-uśmiechnął się.-W porządku już?
-Tak..
-Ok. To dawaj całusa.
-Nie,no co ty.. Jeszcze ktoś zobaczy i będzie heca.
-Oj daj spokój.-namiętnie mnie pocałował.
-Ok? - zaśmialiśmy się.
-O! Achremy!- zawołał Paul.
-No?
-Idziecie na film?
-Jaki?
-Nie wiem,Gavin coś wymyślił.
-Idziemy?-Spytał mnie Alek.
-Taaak!
-Idziemy.
Poszliśmy do sali odpraw i tam oglądaliśmy film. Nie interesował mnie. Dla mnie liczyło się to,że Alek mnie przytula.
-Kocham Cie- wyszeptał mi do ucha,a ja zawstydzona wtuliłam się w mężczyznę.

*Alek*

Ania nigdy nie przepadała ze seria filmów "Szybkich i wściekłych". Wtulona we mnie udawała,ze ja interesuje. Do czasu. Do momentu,w którym zasnęła. I nie przeszkadzały jej nawet okrzyki zachwytu chłopaków czy śmiechy. Miała twardy sen,a ja miałem nadzieje,że chociaż trochę będzie miała spokojnego snu.
Film się skończył. Delikatnie pogłaskałem dziewczę e po policzku,a ona otworzyła swoje piekne oczy.
-Co tam?
-Film się skończył już. Chodź,idziemy do siebie.
-Yhym.
Dziewczyna siedząc na moich kolanach zaczęła się przeciągać.
-Pospałaś?
-Tak.
-Nie wiesz jak bardzo się cieszę.- Ucałowałem ja i usłyszałem jak jej zaburczało w brzuchu.
-Głodna jestem?-zaśmialiśmy się.
-Może troszeczkę.-pocałowała mnie.
-To chodź,trzeba coś z tym zrobić.

*Ania*

Zeszliśmy na stołówkę razem niestety nic kucharki nie miały mi do zaoferowania,gdyż szykowały kolację już..
-To co teraz?-spytałam.
-Chcesz coś ciepłego zjeść? Na co masz ochotę?
-Na naleśniki twojej roboty!-obejmując jego szyje pocałowałam go,a mężczyzna się zaśmiał.
-No na to musisz poczekać aż będziemy w domku. Wymysł coś innego.
-Ok. To chce zwykłą kanapkę z pasztetem drobiowym.
-Ok. To chodź,pójdziemy do sklepu. Przejdziemy się i wgl. A potem zjesz.
-Ok. Kto ostatni w pokoju ten ciamajda!-pobiegłam korytarzem. Alek mnie dogonił i złapał. Wziął mnie na ręce i się zakręcił by potem mnie ucałować.
-Kocham cięeeee!- zakręcił się ze mną.
-A ja ciebie kocham.- pocałowałam go. -I pamiętaj,że tobie jednemu na tym świecie ufam.
-A ja tobie jednej,bo reszta,to tylko tło naszego szczęścia. -Pocałowaliśmy się. Alek mnie postawił na podłogę i poszliśmy do pokoju. Przebrałam się i poszliśmy na spacer.
-Sztuczne masz pazurki? -spytał kiedy go niechcący udrapałam w dłoń.
-Nie.. Naturalne. Przepraszam,nie chcący to było.
-Eee,jak naturalne to mnie drap-zaśmiał się i zakręcił mną jak w tańcu.
-Nie będę cię drapać. No chyba,że po nosku.-delikatnie podrapałam go po nosku.
-Gdzie chcesz. Sama malowałaś?
-Tak.
-Jak od kosmetyczki te moje pazurki-pocałował mnie w dłoń.
-Fajnie,że to zauważasz.
-Kochanie. Ja nie tylko to zauważyłem. -pocałował mnie.
poszliśmy do sklepu i zrobiliśmy zakupy. Wróciliśmy do hotelu.
-Oo! W końcu! -zawołał Paul.
-Co tam?
-Nic,tylko u was jeszcze nie byłem.
-To chodź.

We trójkę poszliśmy do naszego pokoju. Alek zrobił mi kanapki z pasztetem i ogórkiem. Były pyszne.

-No,najadłaś się?
-Taaak!
-Pokaz mi,jak się najadłaś.
Podniosłam bluzkę do góry,a Alek ucałował kilkakrotnie mnie w brzuch.
-No! Moja ty!
-Twoja!-zaśmiałam się.-Wygrajmy ten mecz szybciutko i wracajmy do domu...-rzuciłam się na łózko.
-Mała,nie podoba ci się tutaj?
-Podoba...
-Ale?
-Ale chce cię mieć tylko dla siebie.
-Ojejejejej. -zaczął mnie przedrzeźniać.
-Ej!-rzuciłam w niego poduszką-Jak będziemy w domu to muszę do lekarza..
-Do ginekologa?
-Nie,do psychologa?
-Czemu?
-Na kontrole po-depresyjną.
-A kiedy do mnie na kontrole przyjdziesz?-zaśmiał się.
-Czego?
-Całkowity przegląd.
-Erotoman!-śmiechnęłam.
-No może trochę.
-Nie wiem.. Jak zasłużysz.-położyłam się na brzuchu i podparłam podbródek o dłonie.
-A nie zasługuje?!-zaśmiał się.
-Bo ja wiem.-zaśmiałam się
-To się dowiedz.
-Od kogo?Od ciebie?
-Jak ode mnie to bardzo zasłużyłem.-zaśmialiśmy się. Alek usiadł na podłodze i namiętnie mnie pocałował.
-Za co dostałam takiego buziaka?
-Za to,że tu jesteś.
-Ej,to ja chce częściej.-potargałam jego włosy,a Alek się zaśmiał. -Mysiu.. Co ci dolega?
-Nic.
-Widzę.
-Mam lekkiego stresa.
-A nie powinieneś się mobilizować?
-Powinienem,ale jakoś nie działa.
-Mysiu...-zeszłam na podłogę i go przytuliłam.
-Tak?
-Jesteś najlepszy więc spoko. Dasz rade Alek. Ja w ciebie wierzę.
-I to mi wystarczy.-pocałował mnie i przytulił.
-Kocham cię,Aluś.
-Moja najukochańsza Ryba.
-Mój,mój,mój,mój,mój,mój!-zaśmiałam się,a Alek się szczerze uśmiechnął. Oparliśmy się o siebie czołami i patrzyliśmy sobie w oczy.
-Kocham cię.-powiedzieliśmy równocześnie i zaczęliśmy się śmiać.
-Będzie dobrze Kapitanie. Ty się nie martw. A nawet jeśli przegracie to nic. Najlepszym się to też przydarza.
-Gdyby nie ty to ja bym już dawno zginął w tym świecie.
-I vice versa Mysiu,vice versa.

Siedząc w ciszy chwyciliśmy się za dłonie i spletliśmy nasze palce. Objęłam jego szyje i pocałowałam go w czoło by potem go przytulic. Głaskając go po głowie chciałam go uspokoić. Alek wtulił się we mnie jeszcze bardziej. Całowałam go w czubek głowy,bo chciałam by wiedział,że jestem przy nim i nie jest z tym wszystkim sam. Wiem,że te mecze,dalekie podróże też odbijają się na jego zdrowiu psychicznym jak i fizycznym.

-Jezu.. Wstaje,bo usnę przed meczem przy tobie.-poderwał się.
-To źle? Wypoczniesz chociaż chwilę...
-Ale obudzę się dopiero po meczu-zaśmiał się i mnie pocałował. Wstaliśmy z podłogi. Potem odprawa i mecz.

Pojechaliśmy na halę.

-Alek,spokojnie. Dasz radę.-poklepałam go po plecach.
-Ok. Dzięki,że dziś tu jesteś.
-To mój obowiązek. Będę trzymać kciuki!-Pocałowałam go, a mężczyzna pobiegł na rozgrzewkę. Zwykle się nie stresował przed meczami. Chyba,że tego nie dostrzegałam do tej pory...

Cztery sety,trzy dla nas,jeden dla Trefla. Tuż po ostatnim gwizdku Alek przybiegł do mnie i przytulił mnie mocno całując jak by to był mecz o życie.

-Dałeś rade!-przybiliśmy piątki.
-Dzięki tobie. Dzięki. -ucałował mnie. Nadal nie rozumiałam jego zachowania. Ale.. To je siatkarz tego nie ogarniesz.
-Ale się spociłeś. Ale to nic,umyjesz się. -zaśmialiśmy się.-Idź tam do nich. Widzimy się w autokarze.

Po dwóch godzinach od spotkania w końcu byliśmy w drodze do domu. Położyłam się na siedzeniach i próbowałam zasnąć.

-Śpimy?-przykucnął obok Alek.
-Nie mogę zasnąć...
-To może ja przytulę,hm?
-Koniecznie.
Alek usiadł obok i przytulił mnie.

*Alek*

W autokarze była cisza.
-Ułóż się wygodnie.-wyszeptałem do dziewczyny,która usiadła na moich kolanach i wtuliła się we mnie.
-Tak będzie dobrze.
-Ok,a teraz spróbuj zasnąć.
-Kocham cię.
-A ja ciebie kocham.
Przytuliłem ukochana i sam próbowałem zasnąć. Jednak zmęczenie dawało o sobie znać i nie pozwalało mi iść spać.
-Alek?
-Co tam?
-Ja wrócimy do domu bierzemy kąpiel w wannie.
-Tak,koniecznie.

*Ania*

Kiedy się obudziłam byłam w domu. Przykryta kocem leżałam na kanapie w samej bieliźnie. Jak dobrze nie mieć na sobie rajstop. Wstałam i poszłam do kuchni w której widziałam palące się światło. W pomieszczeniu zobaczyłam Alka. Spał oparty o stolik,na którym stała szklanka z sokiem.
-Alek..
-Co?
-Czemu tu śpisz?
-Nie śpię. Tak sobie siedzę..
-A czemu tu siedzisz?
-Nie wiem. -usiadłam na jego kolanach.
-Popatrz mi w oczy.-wykonał moja prośbę,a ja zobaczyłam zmęczenie i potrzebę snu.
-Masz śliczne oczy.
-A ty zmęczone i potrzebujące odpoczynku.
-Może i tak,ale...
-Nie ma żadnego ale. Idziemy...-przerwał mi.
-wziąć kąpiel w wannie?
-Czekałeś? Specjalnie?
-Tak,czekałem,bo należy ci się odpoczynek.
-Mysiu...
-No chyba,że nie chcesz.
-Chce z tobą zawsze.
-No to chodź.
-Wezmę tylko ubranie
-To weź i moje,co?
-Ok.

Zabrałam ubranie i poszłam do łazienki. Były świeczki i romantyczny nastrój.

-Ojej jak tu fajnie..
-Może nie jest to na sto procent romantyczne,bo jest środek nocy,ale powiedzmy,że na 95.
-98%-zaśmiałam się.
-Niech będzie.
Alek się przytulił do moich pleców i całując mnie delikatnie powodował na moim ciele gęsią skórkę.
-Mam gęsią skórkę.
-Widzę ją.
-Yhym,ale nie przestawaj,to przyjemne.
Alek zdjął powoli ze mnie bieliznę,po chwili sam się rozebrał i weszliśmy do wanny. Położyłam się na mężczyźnie,który każdym swoim dotykiem mojego ciała powodował u mnie dziwne uczucie w żołądku.
-Mysiu..
-Słucham?
-Koniecznie muszę jutro do ginekologa,pamiętaj.
-Na którą?
-Na 16.
-Pojedziemy. Ej,a czemu koniecznie?
-Bo chce cię w końcu dorwać w łózku. -zaśmiałam się.
-Ej,to ja myślę,że to jest bardzo,ale to bardzo ważna wizyta-śmiechnęliśmy. Chwyciłam dłonie mężczyzny.
-Masz silne dłonie.. Żylaste...
-No są żylaste. Wychodzi siłownia.
-Bardzo dobrze,bo wiem,że jesteś silny.
-Andzia...słuchaj...?
-Tak?
-Jak to jest?Czujesz się bezpiecznie przy mnie?
-Oczywiście,że tak. Skąd to pytanie?
-Nie wiem. Jakoś mi przyszło do głowy.
-Przy tobie się czuje tak bezpiecznie jakby za oknem było tysiąc ochroniarzy. Ale przystojnych,męskich,silnych,kochanych. Taki jesteś ty.A ty? Co czujesz jak cię przytulam?
-Co czuje?Spokój na pewno. Wiem,że nie jestem na tym świecie sam. Że odnalazłem to czego szukałem cale życie,czyli miejsce na ziemi. Czuje,że jest ze mną ktoś na kim mogę zawsze polegać. Wiem,że mnie kochasz,że liczę się dla ciebie.
-Oj,kocham Cię bardzo mocno. Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak mocno. I jeśli kiedyś w przyszłości powiesz mi,żebym ci to udowodniła to bym skoczyła za ciebie w ogień.
-Nie skoczyła byś.
-Dlaczego?
-Bo bym ci nie pozwolił-zaśmialiśmy się.-Albo skoczył bym razem z tobą. Kocham Cię i wiem, powtarzam się,i kocham cię.-zaśmialiśmy się i pocałowaliśmy.

Po kąpieli poszliśmy do sypialni i tam wtuleni w siebie zasnęliśmy.


1
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.